Ewa Górska
Z psami jest jak z dziećmi i wariatami – nie ogarniają kodów społecznych wymyślonych przez dorosłych normików, więc nie przejmują się tym, co wypada, a co nie. I dlatego tak przyciągają uwagę (choć często nawet się o to nie starają). Mają swój świat, są urocze i ekscentryczne, i nikogo nie proszą o zgodę na obwąchiwanie zadków oraz szczekanie w najmniej odpowiednich momentach.
A oto co czyni Twojego psa skutecznym marketerem, detronizującym połowę LinkedIna.
Twój Azor nie udaje, że jest kimś innym. Nie pozuje z kubkiem kawy w złotym świetle poranka. Nie zgrywa minimalistycznego influencera (zwłaszcza jeśli ma słabość do kolekcjonowania wszelkich znalezionych śmieci, kości i starych zabawek). Jak ma zły dzień, to leży na dywanie jak mokry naleśnik i wzdycha. To jest prawdziwe dog insight.
Firmy z kolei desperacko próbują „brzmieć autentycznie”, jednocześnie będąc daleko od jakiejkolwiek prostolinijności. W efekcie powstają komunikaty w stylu:
Jesteśmy zespołem pełnym pasji, który każdego dnia budzi się z pragnieniem spełniania Twoich marzeń.
Brzmi pięknie, ale wszyscy wiemy, że przede wszystkim budzi się z pragnieniem jak najszybszego odbębnienia swojej pańszczyzny. Azor by tak nie skłamał.
Pies nie jest chorągiewką na wietrze i nie bawi się w żadne rebrandingi. Dlatego nie szczeka dziś „po kundelsku”, a jutro bardziej „premium”. Nie ma wariantu „hau deluxe” ani „hau light”. Jego „hau” to po prostu „hau” – rozpoznawalne, szczere i zawsze na temat.
Tymczasem wiele marek zmienia komunikację jak rękawiczki: raz „friendly & cheeky”, a raz „lider innowacji dla zrównoważonych rozwiązań”. Takie nagłe zmiany mogą być zrozumiałe u nastolatków z borderline, ale często bywają rozczarowujące w przypadku firm – zwłaszcza dla ich dotychczasowych stałych klientów, przyzwyczajonych i zakochanych w konkretnej wersji marki.
Jeden kolor obroży, ta sama mina i charakterystyczne „loczki chaosu” na uszach. Nic a nic się nie zmienił od urodzenia, poza tym, że trochę urósł. Nie potrzebuje brand manuala – wystarczy, że się pojawi i wiadomo, że to on. Zero kombinowania z gradientem, zero odświeżania wizerunku.
A marki na to:
Pies nie potrzebuje tego wszystkiego. On jest sobą i wygląda dobrze nawet w błocie. To się nazywa konsekwencja wizualna.
Psi komunikat jest banalny:
„Jestem miły, chodź pogłaskać”.
Nie trzeba focus group ani testów A/B. Działa zawsze, niezależnie od targetu – dzieci, dorośli, sąsiadka spod czwórki, nawet komornik. I w przeciwieństwie do wielu firm, pies nie krzyczy:
„Kliknij, kup, dołącz, obserwuj, inspiruj się!”
On komunikuje wartość w działaniu. Jest sympatyczny. Dostarcza radości. W utrapieniu pociesza samą swoją obecnością. Dlatego wybacza się mu takie wpadki jak siku i sierść na dywanie.
Każde spotkanie z Azorem to pełen pakiet doświadczeń:
Zero frustracji, zero cold maili, zero CTA. To jest CX, który naprawdę działa. A działa, bo jest niewymuszone i nie odstrasza nachalnością godną stalkera.
Pies nie ma benefitów pozapłacowych, ale daje swoje towarzystwo i sens istnienia. Uczy cieszenia się prostymi rzeczami – nie jak Janusz biznesu, który oczekuje od swoich pracowników radości i lojalności w zamian za miskę ryżu (podczas gdy sam jada codziennie w restauracjach i wozi się nowym Ferrari), tylko jak kompan we wspólnej niedoli. Nie potrzebuje planu rozwoju kompetencji miękkich, bo już z natury jest mięciutki. I gdyby miał LinkedIna, jego bio brzmiałoby:
Making tails wag since 2017
Taki mentor to gwarancja satysfakcji.
Twój pies nie zna się na marketingu. Nie kuma branżowego żargonu ani nie czyta poradników rozwoju osobistego. Nie robi analizy konkurencji ani nie ma moodboardu w pastelach. A mimo to wszyscy go kochają, pamiętają i rozpoznają z daleka. I kiedy ludzie silą się na to, by być ”kimś” (najlepiej kimkolwiek, byle nie sobą), pies pozostaje po prostu psem – niezależnie od nastroju, pogody, okoliczności i mody.
Więc jeśli czujesz, że Twój brand się gubi w chaosie strategii i targetów – zrób sobie przerwę i idź na spacer z Azorem. Od niego nauczysz się najwięcej.
kontakt@labiryntoza.pl
Labiryntoza 2025